O Polakach na Islandii (seminarium islandzkie cz.2)

Mieszka ich tam ponad 10 tysięcy. Przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych określani są jako “Polacy za granicą”, choć sami wolą być nazywani “Polonią”. Dr Małgorzata Budyta-Budzyńska poprowadziła drugie spotkanie w sali PKiN,  przedstawiając diagnozę sytuacji mniejszości polskiej na Islandii na podstawie badań, które przeprowadziła na zlecenie MSZ.

is cz2

Dlaczego Polacy na Islandii uważają siebie za Polonię, a nie Polaków za granicą? Przede wszystkim dlatego, że określenie “Polacy za granicą” niesłusznie sugeruje, że na Islandii przebywają tylko tymczasowo, a nie na stałe. Jako najliczniejsza zbiorowość imigrantów na wyspie mogą mieć największy wpływ na ustawodawstwo islandzkie w zakresie praw mniejszości. Ale czy polityka w ogóle ich interesuje?

Metodą wywiadów grupowych i indywidualnych Butyda-Budzyńska chciała zbadać aktywność imigrantów, a więc zdolność do samoorganizowania się, podejmowania inicjatyw oraz zaangażowanie, czyli na ile Polacy korzystają z inicjatyw tworzonych przez innych Polaków. Ten sposób zaangażowania naturalnie przez lata się zmieniał, przede wszystkim  w miarę wzrostu skali zjawiska, przykładem tego jest chociażby powstała z konsulatu ambasada, która koordynuje wiele działań.

Jeszcze w latach 90., na Islandię przyjeżdżały głównie kobiety, aby pracować w rybołówstwie. Boom w latach dwutysięcznych odwrócił proporcje na rzecz mężczyzn, którzy przyjeżdżali pracować na budowach. Obecnie nie ma jednej organizacji polonijnej, a  wiele różnych. Sami Polacy twierdzą, że są słabo samozorganizowani i narzekają na brak inicjatyw, które byłyby czymś dla nich (choć nie do końca potrafią okreslić jakich). Rzeczywiście aktywność społeczna Polaków poza Reykjavikiem, na prowincjach, jest niska. Społeczność (niekiedy całe wioski przeniesione z Polski), która na początku jest zintegrowana, z czasem rozpada się przez zazdrość i zawiść. W mieście na ogół jedna osoba udziela się w wielu inicjatywach, dlatego zapraszając np. przedstawicieli 10 organizacji, przybędzie do nas de facto 5 osób. Działacze mają średnio po 30-40 lat, wyższe wykształcenie zdobyte w Polsce. Osoby wychowane na wyspie nie wchodzą w struktury polonijne.

Wśród ludzi zaangażowanych społecznie czy obywatelsko występują wyraźne podziały, które można określić pokoleniowymi. Dotyczą one m.in. stosunku do starych inicjatyw i stowarzyszeń: młodzi niekiedy w ogóle nie znają aktywności swoich poprzedników (myślą, że robią coś po raz pierwszy), a ci starsi z kolei nie biorą udziału w nowych inicjatywach. Różni ich też filozofia działania: tradycyjni społecznicy działają w oparciu o własne zasoby (czasu, energii, środków), młodzi starają się o granty. Nestorzy oskarżają następne pokolenie działaczy, że dla nich aktywność to lans i sposób na zarobek, młodzi ich z kolei lekceważą i np. nie powiedzą, jak zdobyć granty 🙂 Na spotkaniu wspomniano m.in. o inicjatywie projekt polska, restaurant day, icelandnewspolska (portal dla Polaków na Islandii, za który odpowiada tylko jedna dziewczyna!) oraz przedszkolnym programie Razem raźniej.

Jacy są przeciętni polscy mieszkańcy Islandii? Uważają, że nie można ufać innym Polakom (lub “to zależy”), ale Islandczykom owszem. Ufają też instytucjom islandzkim a nie polskim, mimo że te pierwsze wykazują się niekiedy dużo luźniejszym podejściem do spraw. W niewielkim stopniu interesują się polityką, a już na pewno nie tą na szczeblu krajowym. Nie są jednak złym wynikiem 34 osoby na liście kandydatów do wyborów samorządowych (przynajmniej po jednym polskim kandydacie w okręgu). Dostała się jedna osoba – na stanowisko zastępcy radnego. Nie znają języka islandzkiego, ale bez wyjątku są bardzo dobrze zorientowani w prawach socjalnych, czyli ile, za co i jak można od państwa dostać. A hitem wśród tematów rozmów i popularności był występ kabaretu Ani Mru Mru.

PS. Polacy są największą mniejszością narodową także w Norwegii!

Leave a comment